Przybywasz do Kraju Ha'ami...
Tu obcy nie mogą liczyć na życzliwą gościnę.
Tu tradycje i twarde prawa są wszystkim.
Tu każdy ma swoją rolę do wypełnienia, a służba ku chwale ludu jest najwyższą wartością.
Nie możesz być inny.
Musisz się wpasować w tłum.
Wszystko, co czynisz ma przynieść chwałę plemieniu. Ludowi Wybranemu, którego przeznaczeniem jest rządzić światem.
Braterstwo. Lojalność. Siła. To jedyne wartości, którym masz służyć.
Jeśli je złamiesz, zapłacisz za to surową karę.
Lecz co, jeśli...
Wcale nie chciałeś się tu znaleźć i jesteś tylko zagubionym podróżnym?
Co jeśli jesteś jednym z nieludzi, których plemię w równym stopniu boi się i nienawidzi?
Co jeśli jesteś dziewczyną nienawykłą do słuchania rozkazów?
A jeśli jesteś... gadającym koniem?
I jak w to wszystko zamieszany jest dawno zmarły, ale jak najbardziej obecny duchem smok?
Odpowiedzi na te pytania znajdziesz na stronach “Jaszczurki”.
Spotkasz na swojej drodze...
Eli
Niespiesznie podniosła się z miejsca, oblizując łyżkę, którą trzymała w ręku. Stanęła stopami na ławie, dzięki czemu zrównała się wysokością z gwardzistą, który pierwszy ją zaczepił. Wycelowała w niego sztućcem.
– Wszystko się zgadza – oznajmiła. – Jestem wojowniczką zdolną pokonać ciebie czy kogokolwiek innego na tej Hali.
Ha’akon
Otworzył drzwi do boksu. Koń spłoszył się na ten ruch i dziewczynie chwilę zajęło opanowanie go.
– Powoli… muszę cię przedstawić. – Wtuliła się w śnieżnobiałą grzywę. – Simronilu, to Ha’akon. Pan tego zamczyska. Nie jest z nich wszystkich najgorszy…
– Nie jest najgorszy? Takiego opisu jeszcze nie słyszałem. – Zdjął rękawicę i wyciągnął dłoń.
Tallen
Wydawał się tak blady, że prawie przezroczysty. Jasne, długie włosy wisiały w strąkach nasączone potem i krwią. A jednak ciągle, pomimo całego sponiewierania, emanowało od niego jakieś nieuchwytne piękno. Ha’teng (...) nie był ślepy na urodę przybysza, który wpadł w ich ręce. Jednak ta istota reprezentowała wszystko, czego każdy Ha’ami od dziecka uczył się nienawidzić do granicy obsesyjnego lęku.
Nieludzi.
Ha’teng
Ten mężczyzna był inny. Zimny niczym posąg. Gładka skóra nie miała pojedynczej skazy, ani jednej zmarszczki, pomimo, że oczy zdradzały, że jest w podobnym wieku, co jego towarzysz. Proporcje tak jego twarzy, jak i sylwetki wydawały się wyrysowane przez artystę opętanego wizją idealnego ludzkiego ciała. (...) Emanował od niego chłód. Zdawał się na nią patrzeć jak na stworzenie niższej kategorii. Wydęte z wyrazem sarkazmu usta stanowiły rysę na tym perfekcyjnym obrazie.
Temina
– Witamy z powrotem, Pogromczyni Tygrysa! – wesołym tonem powiedziała nieznajoma.
Miała proste, czarne włosy, ścięte krótko, zaczesane na prawo, a z lewej strony głowy wygolone nad uchem. Uwagę przykuwały jej oczy. Duże, ciemnoniebieskie, jak u wszystkich Ha’ami, których spotkała do tej pory. Jednak zupełnie inne. Rozpromienione, figlarne i… życzliwe?
Opowiadania
Jeśli masz ochotę odkryć nieco więcej świata opisanego w “Jaszczurce” i lepiej poznać bohaterów książki, zapraszamy do przeczytania nowych, krótkich historii o przygodach Eli i jej przyjaciół z przeszłości.
BABINIEC I GRYFIE JAJO
Kiedy krasnoludzki statek przybywa do elfiego portu, Eli z przerażeniem odkrywa, iż jej przyjaciele popadli w poważne tarapaty w Syreniej Lagunie. Wraz z Yolandą i garstką ocalałych krasnoludek wyrusza im na pomoc.
MARSZ CENTAURÓW
Najbardziej mroczna z dotychczasowych opowieści ze świata “Jaszczurki”.
Horda opętanych rządzą krwi centaurów przedziera się przez granice Zielonego Królestwa. Eli i jej przyjaciele muszą zmierzyć się z przeciwnikiem trawionym nieznaną klątwą (w przygotowaniu, premiera 03.03).
Co myślą czytelnicy?
Fabuła rozwija się w malowniczym otoczeniu Ha’ami, gdzie każdy członek społeczności ma swoje miejsce i role z góry określone przez twarde prawa i tradycje. Ula Gudel mistrzowsko kreuje atmosferę plemiennej kultury, ukazując zarówno dumę, jak i surowość tego społeczeństwa. Plemienne obyczaje, reguły Przodków i rytm życia Ha’ami stają się integralną częścią historii, nadając jej głębię i autentyczność.
Narracja zyskuje na intensywności, gdy na ziemie Ha’ami wkraczają tajemniczy nieczłowiek i dziewczyna o wyjątkowych umiejętnościach. To wydarzenie burzy spokój społeczności, rzucając ją w wir konfliktów i zawirowań. Gudel błyskotliwie oddaje napięcie i dramatyzm sytuacji, wplatając w fabułę elementy magii i dawno zapomnianych sił.
Kreacja bohaterów jest na wysokim poziomie, przede wszystkim nie są oni papierowi. Postacie są elastyczne względem fabuły, mają określony zestaw cech, a ich charakter widać w czynach. Autorka nic nie pozostawiła przypadkowi i prowadziła bohaterów w sposób przemyślany i logiczny. Główna bohaterka – Eli, jest pełną empatii, ciepła i szacunku młodą kobietą, jednakże nie jest ona bezbronna i potrafi walczyć o swoje. Bardzo ją polubiłam i z chęcią śledziłam jej losy. Pozostali bohaterowie są również barwnymi i intrygującymi postaciami, jednych się wręcz nienawidzi, a innym współczuje.
Cenie sobie autorów odważnych, takich, którzy nie boją się dotykać cienia naszego człowieczeństwa. Taką pisarką na pewno jest Ula Gudel. W swojej książce Jaszczurka zaprowadziła nas do surowego kraju zamieszkanego przez zmilitaryzowany lud Ha’amich. Wychowani w kulturze nacjonalizmu i nienawiści do innych ras od najmłodszych lat, szykowani byli do wojny, która była nieodłącznym elementem ich dziedzictwa. Na ziemie przesiąknięte krwią oraz rasizmem trafi Eli wraz ze swoim Elfim kompanem. Nasza główna bohaterka zostanie pojmana na niegościnnych ziemiach i uwięziona wraz z druhem w Kamiennym Gnieździe. Warowni zarządzanej przez Ha’kona oraz jego „Pierwszych Braci”. Stanie się ona tajemnicą, obiektem zainteresowania oraz główną osią wydarzeń przedstawionych w książce.
Ula Gudel
Z urodzenia córka Podlasia, z wykształcenia antropolożka kultury i ekonomistka, z przeznaczenia pisarka, na co dzień mieszka w Emiratach Arabskich. W 2022 roku zadebiutowała książką „Jaszczurka”, pierwszą częścią serii „Dziewczyna Bez Imienia”. Tworzy światy inspirowane folklorem i mitologią z różnych stron świata – od starożytnej Grecji i Rzymu, po dalekowschodnie tradycje kultu przodków i środkowoafrykańskie legendy o stworzeniu.
Babiniec i Gryfie Jajo
Eli wpatrywała się w zatokę o świcie, gdy, pośród wielobarwnych żagli dostrzegła ten, którego wyczekiwała od tylu dni. Podekscytowana, ześlizgnęła się z dachu, gdzie zajmowała swoje stałe miejsce, wprost na wóz pełen miękkich kilimów, co zapewniło jej wygodne lądowanie. Zeskoczyła na ziemię i pognała w stronę części elfiego portu, w której zwykle cumowali krasnoludzcy kupcy.
Stanęła na pomoście i mocno złapała rusztowanie, gdyż wydawało jej się, że jej nogi same dalej wyrywają się do przodu, gotowe pobiec po czubkach fal wprost na pokład statku, którym płynęli jej przyjaciele. Tak bardzo za nimi tęskniła! Serce waliło jej z uniesienia.
Jednakże im wyraźniej dostrzegała szczegóły zbliżającego się okrętu, tym bardziej ogarniał ją niepokój. Kaz nie siedział na dziobie, jak to miał w zwyczaju. Nie machał jej na powitanie. Pokład wydawał się pusty, nie znać było zwykłego rejwachu i krzątaniny.
Jedynie Yolanda stała na sterburcie z potężnymi ramionami splecionymi na piersiach. Czub sztywnych, czerwonych włosów giął się lekko pod naporem morskiego wiatru. Eli poczuła, jak meszek na karku staje jej dęba, kiedy spojrzała na pełną niezwykłej powagi twarz przywódczyni krasnoludów. Gdzie był Zak, jej małżonek? Praktycznie nigdy się nie rozstawali.
Kiedy tylko statek zacumował i spuszczono trap, Yolanda zdecydowanym krokiem przemaszerowała w jej stronę, z matczyną serdecznością ujęła ją w ramiona i mocno uścisnęła.
- Nieszczęście, Kruszynko! – oświadczyła krótko. – Idziemy do Kapitanatu portu!
- Tak, jak się spodziewałam, znikąd pomocy! – krasnoludka po raz kolejny uderzyła pięścią w stół w wyrazie wściekłej bezradności.
- Wiesz dobrze, Yolando, że nie ma takiej zapłaty, która skłoniłaby kogokolwiek, by wyprawił się z wami od tak do Syreniej Laguny – spokojnym głosem oświadczył Tallen. – To wymaga przygotowań.
- Tu nie o zapłatę się rozchodzi, a o życie mojej załogi!
- Z pewnością elfi magowie potrafią dopomóc – wsparła ją Eli. – W końcu przełamanie syreniego uroku nie może być aż takim wyzwaniem…
- To nie jest zadanie dla zwykłego czarodzieja, potrzebujemy kogoś z wyjątkowo potężnym Darem – jej przyjaciel pokręcił głową. – Syrenie śpiewy to jedno, lecz potwory, które czają się w tamtejszych głębinach… nie wspomnę nawet o niebezpieczeństwach tak z lądu, jak z powietrza. Nie na darmo nazywają to miejsce Wyspą Osobliwości. Nikt do końca nie wie, jakie stworzenia obrały ją sobie za siedlisko… w Kapitanacie powiedzieli wam już, że zasięgną rady naszych magów. Zapewne muszą posłać po wsparcie. Pozostaje nam tylko czekać. Nic więcej nie uda nam się w tej chwili zdziałać.
Metalowy kubek z wodą, który trzymała w dłoni Yolanda wygiął się pod naciskiem jej silnych palców. Odstawiła go na stół.
- Moja załoga powróci na statek cała i zdrowa, nawet jeśli miałabym samojedna pożeglować na ich ratunek!
To powiedziawszy, chwyciła swój jaskrawoczerwony płaszcz i wybiegła, wzburzona. Eli wstała, by ruszyć za nią.
- Nie znajdzie w porcie żadnego najemnika, który się na to zgodzi, Malutka – elf ujął jej przedramię. – Musimy poczekać na wieści z Kapitanatu. Przekonaj ją, żeby nie działała pochopnie, bo i siebie doprowadzi do zguby.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Odwróciła się i ruszyła w ślad za krasnoludką. Sama była wściekła na elfy. Nigdy do niczego im się nie spieszyło!
Nie wiadomo, co syreny zamierzały uczynić z zauroczoną załogą statku. Jakkolwiek legendy o nienawiści morskich żon do wszystkich przedstawicieli rodzaju męskiego mogły być, jak to legendy, przesadzone, Eli wiedziała z własnego doświadczenia, że wszystkie zrodzone z żywiołów istoty są kapryśne i samolubne, ale potrafią też być okrutne. Nie mogła pozwolić, by jej przyjaciele zdani byli na łaskę tak nieprzewidywalnych stworzeń.
Znalazła Yolandę na statku, gdzie ta tłumaczyła jedynym pozostałym z załogi sześciu niewiastom, co też zaszło w porcie.
- Ruszamy z powrotem, Kruszynko – oznajmiła krasnoludka. – Nie ma czasu do stracenia.
- Zgadzam się z tobą, mateczko. Musimy działać!
- O nie, ty nie możesz się dla nas narażać.
- To także moja rodzina! – stanowczo zaoponowała Eli. – Idę z Wami. Nie odwiedziecie mnie.
Yolanda spojrzała na nią poważnie.
- To niebezpieczna wyprawa. Elf nie będzie zadowolony, że z nami poszłaś – położyła jej na ramieniu nabitą odciskami dłoń.
- A ty jesteś jak zawsze wrażliwa na jego humory? – mrugnęła do niej dziewczyna.
- Ah, ty hultajko! – zaśmiała się krasnoludka. – Hej tam, dzierlatki. Zapasy uzupełnione? To kotwica w górę. Płyniemy po naszych!
- To tam! – wskazała Bela, która przejęła rolę sterniczki. – Tam właśnie te potwornice zastawiły na nas pułapkę.
- Zacumujemy tu na noc – rozkazała Yolanda. – Nie chcę, by za wcześnie nas dostrzegły.
Żeglarki sprawnie osadziły statek w miejscu. Wiedziały, że żadna z nich nie zmruży oka, postanowiły jednak zaczekać z jakimkolwiek działaniem do rana. Rozstawiły warty po obu burtach okrętu.
- Księżyc w nowiu, ciemno jak w tyłku trolla… idealna pogoda na zasadzkę, taką jaką nam wczoraj zgotowały – burknęła Myrna, postawna krasnoludka o rumianych polikach, po czym ciaśniej otuliła się kocem. – Nie widziałam czegoś podobnego, jak żyję! Powiadam ci, Kruszynko. Każdy jeden chłop w mig znieprzytomniał, kiedy tylko rozległo się wycie tych ujadaczek! A potem zaczęli ruszać się jak te kukły na sznurkach, co to je pokazują na jarmarkach ku uciesze gawiedzi.
- Próbowałyśmy ich powstrzymać, ale prócz ogłuszania ich, jednego po drugim, niewiele mogłyśmy zdziałać – wtrąciła Lara, najmłodsza członkini załogi. – I zanim udało nam się przejąć ster, statek osiadł na mieliźnie, a te jędze otoczyły nas ze wszystkich stron.
- Ich wycie stało się tak głośne, że wybudziło nawet tych, którzy wcześniej padli bez czucia. Nie dali się zatrzymać, jeden po drugim zeszli na ląd, wynosząc przy tym sporą część naszego ładunku, wszystkie najcenniejsze towary i kosztowności!
- A kiedy próbowałyśmy walczyć z tymi cuchnącymi rybopannami, nasłały na nas swoje potworne sługi… pół-ludzi, a pół-ośmiornice o wielu ramionach i niespotykanej sile. Tym nie mogłyśmy podołać… samosiedem bab… – Bela rozłożyła bezradnie ręce, co nie pasowało do jej mocarnej postury. – Do tego żadne z nas wojowniczki… jedno to machać młotem w kuźni, czy rzeźbić w kamieniu, a drugie to stanąć oko w oko z potworem.
- Skoro tylko zapędzili nas z powrotem na statek, zepchnęli go na głęboką wodę. Kolejny potwór odciągnął nas na morze wśród kpin i śmiechów tych ladacznic – dokończyła opowieść Lara.
Eli, która słyszała tę historię już przynajmniej dziesięć razy, nie chciała drażnić rozmówczyń dociekając, dlaczego zdecydowali się podpłynąć tak blisko owianej złą sławą wyspy. Domyślała się, że, jak to wcześniej bywało, zwiodła ich własna brawura, z której Zak i jego kompania znani byli jak świat długi i szeroki.
Teraz rozumiała, dlaczego elfy nie kwapiły się do pomocy. Z pewnością w końcu ruszą z odsieczą, ale nie za szybko, by krasnoludy odczuły bolesną lekcję od losu.
Spojrzała na Yolandę, która stała na dziobie, z zdeterminowanym wyrazem twarzy. Podeszła do niej, objęła ciasno jej szerokie plecy.
- Jesteś gotowa, córeczko? – przywódczyni krasnoludów poklepała ją po policzku.
Podczas rejsu wielokrotnie dyskutowały plan działania. Miały wyruszyć o pierwszym świtaniu. Tylko one dwie.
- Tak – dziewczyna skinęła głową. – Syreny nie są zagrożeniem dla niewiast. Dlatego was wypuściły. Ich uroki działają wyłącznie na mężów. Jeśli pójdziemy tam tylko ja i ty, nie będą też obawiać się ataku. Mam nadzieję, że sprawi to, iż okażą się otwarte na pertraktacje.
- To nie znaczy, że nas wysłuchają…
- To złośliwe istoty – potwierdziła Eli. – Lubują się w dręczeniu postronnych. Ale mają swoje słabości. Być może… być może uda nam się nakłonić je do wymiany.
- Obyś się nie myliła.
Usta przywódczyni krasnoludów zacisnęły się w grymasie zawziętości.
Wiosła delikatnie głaskały gładką taflę wody, tak niezmąconej, iż przypominała srebrne lustro. W widoku Syreniej Laguny, który wyłaniał się wśród pierwszych promieni słońca trudno było dostrzec cokolwiek złowrogiego.
Niespotykana cisza sprawiała jednak, że Eli czuła się bardzo nieswojo. Zatoka, w której się znalazły była tak płytka, że dno ich łódki ocierało się o skrawki rafy koralowej. Wkrótce udało im się wmanewrować pomiędzy skały i starannie uwiązać ich środek transportu. Pozostałą część do brzegu musiały przejść w bród. Podróżowały lekko. Zabrały ze sobą niewielką torbę z prowiantem, bukłaki z wodą i stałe uzbrojenie, w przypadku Eli był to jej elfi miecz, sztylet i ulubiona proca, a Yolanda, oprócz tradycyjnej krasnoludzkiej falcaty niosła także swoją włócznię. Wprawdzie niewiele mogło to się przydać przeciwko syrenim urokom, ale, jeśli Tallen miał rację, a zwykle się nie mylił, trzeba było być gotowym na spotkanie także innych stworzeń, które zalęgły się na Wyspie Osobliwości.
Porozumiewały się bez słów, używając wyłącznie krasnoludzkich znaków, tak, że jedynie chlupot wody zakłócał panującą wokół ciszę.
I nagle.
Śmiech.
Zrazu cichy, delikatny, perlisty...
Chcesz poznać ciąg dalszy? Wyślij do nas email a my prześlemy Ci całą historię w preferowanej wersji (eBook/ pdf).
Marsz Centaurów
Czuła, jak życie opuszcza ją nieuchronnie.
Jej krew zabarwiła rdzą kamyki na brzegu jeziorka, nad którym dopadli ją i jej nimfie siostry. Nie udało się leśnym pannom zniknąć w objęciach wodnego żywiołu, ich azylu, ich mateczniku... Napastnicy spętali je linami i wyciągnęli na brzeg. Po tym noc przerodziła się w koszmar.
Khalcissida ciągle słyszała krzyki swoich sióstr, męczonych przez oprawców. Bała się otworzyć oczy. I bez tego widoku odchodziła z tego świata w bólu.
Nie wiedziała, skąd przyszli. Nigdy nie spotkała podobnych im istot. Zielony Las, który był od zawsze jej domem dawał schronienie każdemu, kto o to prosił. O ile przychodził w dobrych zamiarach. Elfy sprawowały pieczę nad wszystkimi mieszkańcami. Rozsądzały drobne spory. Leczyły choroby. Otaczały troską potrzebujących. Życie było tu najwyższą wartością.
Ten pełen radości i pokoju świat Khal zawalił się dzisiaj wraz z pierwszym ciosem, który na nią spadł. Nigdy wcześniej nikt jej nie uderzył. Nigdy nie czuła takiego bólu. Oszołomione nimfy wołały o pomoc, lecz ta nie nadeszła. Błagały o litość, ale odpowiedział im tylko upiorny śmiech nikczemników, którzy się nad nimi pastwili.
Nie wiedziała, czego chcieli. Wydawało się, że czerpią przyjemność z samego zadawania cierpienia.
Gdyby tylko udało jej się dosięgnąć powierzchni wody… wrócić na łono jej stworzycielki. Rozpłynąć się w jej objęciach. Znowu stać się jednym z żywiołem.
Niepewnie spróbowała poruszyć palcami prawej dłoni. Kończyna nie odpowiedziała na jej prośbę. Wybita ze stawu ręka wydawała się być już martwa. Khal wiedziała, że reszta jej fizycznej powłoki niedługo także się podda. Wyprostowała drugie ramię, zdołała chwycić trzcinę i podciągnąć się w stronę brzegu.
Jeszcze trochę i dotknie wody… jeszcze kawałeczek.
- Nie zdechłaś, suko? Mało ci? – usłyszała zimny głos i poczuła kopniak końskiego kopyta, który odrzucił ją z dala od jeziora.
Ogromna łapa chwyciła ją za włosy i szarpnęła w górę. Jej umęczone ciało zadyndało bezwładnie w powietrzu.
Jęknęła z bólu.
- Otwórz oczy!
Nie chciała patrzeć na to potworne, wykrzywione nienawiścią oblicze.
To nie powinien być ostatni obraz, który ujrzała przed śmiercią.
- Otwórz, albo wytnę ci powieki. Tak, jak twojej siostrze.
Wiedziała, że nie zniesie więcej bólu. Poddała się.
Wielka głowa o śniadej skórze była tuż przed nią. Wąskie, drapieżne ślepia patrzyły na nią spod splątanych, brudnych włosów.
- Litości… – błagała po raz kolejny. – Jesteśmy…
- Nieszkodliwe – odparł drwiąco tamten. – Niewinne. Bez skazy. To się właśnie okaże.
Zobaczyła w jego drugiej dłoni ogromny topór, który ze świstem zmierzał w jej stronę. Poczuła nagły ból szyi a potem zapadła ciemność.
Głowa Khalcissidy opadła na trawę.
Nie widziała, jak jej morderca łapczywie spijał krew ściekającą z jej szyi...
Chcesz poznać ciąg dalszy? Wyślij do nas email a my prześlemy Ci całą historię w preferowanej wersji (eBook/ pdf).
Przewidywana data premiery opowieści: 03.03.2024